Pogoda dopisuje, słońce zachęca nas do wyjścia w plener. Jeździmy więc na wycieczki rowerowe, spacerujemy po lesie, wypoczywamy w ogrodzie i na działce. Doczekaliśmy się wreszcie cieplejszych dni, możemy zapraszać bliskich i sąsiadów na popołudniowego grilla.

Żona dostarcza smakowite mięsko, przygotowuje sałatki i warzywa. Mąż tymczasem przygotowuje grilla, zadba o to, by paliwa do grilla, jak i do żołądków nie zabrakło.

Przyroda dostarcza efektów wizualnych, jednym słowem sielanka. Goście rozsiadają się wygodnie, mięsko pachnie smakowicie, piwo chłodzi się w lodówce. I gdy zdawałoby się, że nic do szczęścia nie brakuje, a rozmowy toczą się wartko i niezwykle sympatycznie, nagle zjawiają się obcy. Są niewielkich rozmiarów i mało widoczni, ale apetyt mają ogromny. I to wcale nie mięsko, ani warzywa są obiektem ich zainteresowania. Bowiem obcy szczególnie upodobali sobie obiekty ciepłokrwiste, czyli nas.

Każdy, kto przeżył takie spotkania, wie, o czym mowa. Najbardziej udany grill, może zmienić swój scenariusz jak w horrorze. Bo obcy – czyli komary litości nie znają i ich pierwszym i właściwie najważniejszym zadaniem bycia w świecie, jest zdobycie krwi.

Deszczowa wiosna – a taką mieliśmy w tym roku – sprzyja komarom. Dodatkowo sytuację pogorszyła powódź. Na terenach zalewowych wciąż dużo jest miejsc pokrytych płytką, stojącą wodą, której samice komara potrzebują, by złożyć w niej jaja. Na tych rozlewiskach, podobnie jak w podeszczowych kałużach, mają zadanie ułatwione. Nie występują w nich naturalni wrogowie komarów, a więc m.in, ryby, płazy i wodne owady, które się larwami komarów żywią.

W tej sytuacji trudno się dziwić, że po ciepłych i słonecznych dniach mamy do czynienia z wysypem komarów. Czy mamy jakieś szanse w starciu z małymi brzęczącymi potworkami? Raczej niewielkie. Zdaniem specjalistów najlepiej trudny okres przeczekać. Nie ma bowiem skutecznej metody masowego zwalczania tych owadów.

W trakcie samego polowania na krew komary kłują ofiary nieostrożnie. Wiele z nich przy tym ginie. Nie mają mechanizmów pozwalających im przechytrzyć ofiarę. Dość wolno latają – 1-2 km na godzinę, więc szybkim krokiem można komara dogonić lub przed nim uciec. Skoro więc spora część komarowatych wykrusza się „po drodze”, najczęściej zanim w ogóle zdąży przekazać swe geny dalej, stąd potrzeba jest ich olbrzymia ilość, aby gatunek przetrwał.

Samica musi zdobyć krew od innego organizmu, by mogła wytworzyć w swoich jajnikach jaja. Bez zdobytej  krwi nie rozmnoży się. Poza ludzką może to być krew innych ssaków, gadów, na przykład jaszczurek, a nawet innych owadów. Samice komarów są bardzo zdeterminowane. Kłują tylko one,  podobnie jak u innych owadów. Samce natomiast żywią się nektarem z kwiatów. Są zupełnie niegroźne.

Komary nie znoszą silnego światła słonecznego i suchego powietrza. Są aktywne najczęściej rano, do przedpołudnia i wieczorem między godziną 18 a 21. O dziwo, komary nie gryzą, ale kłują i to dotkliwie. Owad wkłuwa się najczęściej w por skóry – tak jest mu prościej. Trafia w umieszczone pod skórą naczynie włosowate. Najpierw wpuszcza tam ślinę, której zadaniem jest zatrzymanie procesu krzepnięcia i znieczulenie bólu. Drugim otworem krew jest wsysana.

To właśnie ślina komara jest prawdziwą przyczyną tego, że owad ten został znienawidzony przez człowieka. Po pierwsze mogą wraz z nią przedostać się do organizmu człowieka np. zarazki malarii, a po drugie wpuszczany przez komara enzym powoduje reakcję alergiczną i swędzenie. Komary, szczególnie w wilgotniejszych letnich miesiącach mogą stać się utrapieniem i zepsuć niejednego grilla, czy weekendowy wypad do lasu.

Niestety do tej pory nie udało się znaleźć skutecznego środka na odstraszenie komarów. Nowoczesne preparaty na komary zawierają środek DEET, który powoduje, że komary swoich ofiar po prostu „nie widzą”. Są więc powszechnie stosowane, z różnym skutkiem.

Ale czy powinniśmy mieć do komarów pretensje za ich ataki? Wszak komar istnieje prawie 20 razy dłużej na świecie niż człowiek. I to my wtargnęliśmy w ich świat, a nie one w nasz. Bez komarów i innych owadów rośliny zarodnikowe, czyli rozmnażające się przez zapylanie nie mogłyby istnieć. Dlatego sprawdzajmy nowe metody ich odstraszania i spróbujmy komary po prostu polubić (o nie, to przesada!) lub zwyczajnie tolerować.